czwartek, 18 grudnia 2014

Kolejny ciężki dzień naszego Słoneczka. O 7 rano karetka wiezie nas do szpitala na ul. Traugutta i kolejna operacja – tym razem zakładają Hani port. I znowu mama musi ją oddać na blok operacyjny. Hania prosi żeby jej nie oddawać tym panią, że już będzie grzeczna i będzie się słuchać . Jest dużo ciężej wiedząc, że zwraca , źle się czuje i oddaje się Ją na kolejne tortury. Dobrze , że jest tam wiele zakamarków, można się porządnie wypłakać i po kilkunastu minutach z głupią miną wrócić na sale i czekać na Hanusię. Po operacji Hania jest bardzo słaba. Znowu te nieszczęsne wymioty po chemii do których dołożyło się znieczulenie. Doktor musiał ją mocniej pociąć, ma po trzy szwy na szyi i na piersi. Hania jest tak wymęczona, ze zasypia mocna trzymając mamę za rękę. Po trzech godzinach budzą ją kolejne wymioty, nie pomagają też leki. Po 16 wypisują nas ze szpitala. Pan od karetek powiedział, że musimy poczekać do piętnastu minut na karetkę, ale wydłuża się do 50. Hania zwraca w holu szpitala i zasypia na rekach mamy. Po 17 kiedy wracamy już do kliniki Hania znowu zwraca i zasypia. Ok 18 przyjeżdża tata, bo miałyśmy dzisiaj wyjść do domu, ale Pani doktor mówi żebyśmy poczekali do 20 i wtedy zobaczymy jak się będzie Hania czuła. Hania kiedy się obudziła i zobaczyła, że tata po nią przyjechał dostała takiej mocy, że wszyscy są w szoku i pani doktor o 20 wypisuje nas do domu. Hania zasypia w aucie i budzi się dopiero 19 grudnia w domu po 10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz